Same zagadki
Podstaw do optymizmu przed jego rozpoczęciem zbyt wiele nie było. Przede wszystkim skład wydawał się być mocno osłabiony. Odeszli zawodnicy będący filarami drużyny: Greg Hancock oraz Artem Łaguta, z Tarnowem rozstał się także Kacper Gomólski, który pierwszy rok jako senior postanowił spędzić w Toruniu. Do beniaminka ekstraligi – GKM Grudziądz, odszedł po sezonie jazdy w Unii jego wychowanek Krzysztof Buczkowski. W tej sytuacji powrót lubianego w Tarnowie Duńczyka Leona Madsena oraz pozyskanie jego rodaka Kennetha Bjerre i w trybie niemal awaryjnym Artura Mroczki przyjęto bardziej jako załatanie dziur niż świadomą budowę mocnej drużyny.
Zespół „Jaskółek” po raz pierwszy od kilku lat miał też mieć problemy z juniorami. Najpierw, co dla wielu kibiców było przykrym zaskoczeniem, utalentowany Krystian Rempała, syn Jacka – jednego z symboli tarnowskiego speedwaya, trafił do rywala zza miedzy z Rzeszowa, potem nie udały się podchody po doświadczonych i znanych w kraju młodzieżowców – rywalizację o Artura Czaję tarnowscy działacze przegrali ze Stalą Rzeszów, a Krystian Pieszczek, który też był w kręgu ich zainteresowań, wybrał ostatecznie zielonogórski Falubaz. W tej sytuacji formację juniorską stanowić mieli wychowankowie, których wprawdzie było dosyć liczne grono, niestety żaden z nich nie gwarantował zdobywania liczby punktów na poziomie rówieśników z zespołów rywali. A ile znaczy wartościowy junior w składzie przy obowiązującym regulaminie, wie każdy kibic.
Jakby mało było personalnych problemów, po trzech udanych latach w Tarnowie z klubem z Mościc rozstał się doświadczony szkoleniowiec Marek Cieślak i postawiono na jego dotychczasowego asystenta, mało doświadczonego jeszcze Pawła Barana, którego wspierać miał jako kierownik zespołu Mirosław Cierniak. Wszystko to plus ciężkie boje o skonstruowanie budżetu drużyny powodowało, że Unia do faworytów rozgrywek nie należała. Tym bardziej że większość rywali zbudowało bardzo silne teamy i nie ukrywało swoich „mocarstwowych” ambicji. Tarnowski zespół dostał więc zadanie utrzymania się w lidze, a sezon traktowano u jego progu jako trudny okres, który po prostu trzeba przetrzymać.
Niespodzianki
Tymczasem szybko okazało się, że „Jaskółki” stać na więcej niż tylko walkę o utrzymanie się w gronie najlepszych drużyn. Już w pierwszym meczu ekipa Pawła Barana odprawiła z kwitkiem mistrza Polski, Stal Gorzów i okazało się, że na własnym torze będzie bardzo mocna – w całym sezonie w Tarnowie wygrali tylko późniejsi mistrzowie z Leszna. Ale sukcesy u siebie nie gwarantowały jeszcze powodzenia. Unia potrafiła jednak z kilku wyjazdów także wywieźć cenne punkty – wygrała mecze w Grudziądzu oraz w Zielonej Górze, zremisowała w Toruniu. Tu już nie było mowy o przypadku. Okazało się, że niedoceniane „Jaskółki” są naprawdę bardzo solidną drużyną, w formacji seniorskiej bodaj najbardziej wyrównaną w całej lidze. W efekcie, wykorzystując korzystny układ spotkań pod koniec sezonu zasadniczego, tarnowianie dosyć niespodziewanie „wjechali” do play off i to na drugim miejscu. Porażka w dwumeczu z inną rewelacją rozgrywek, wrocławską Spartą, nikogo specjalnie nie zmartwiła. Natomiast zdecydowane pokonanie w rywalizacji o brązowy medal KS Toruń sprawiło wszystkim autentycznie wielką radość.
Oczywiście warto pamiętać, że tarnowianom w tym sezonie dopisało także szczęście, którego brak w postaci plagi kontuzji odebrał im jak się wydaje pewne złoto rok wcześniej. Tym razem kontuzje omijały ich raczej szerokim łukiem. Z seniorów jedynie Leon Madsen z powodu urazu musiał opuścić dwa ligowe spotkania. Wykorzystali też tarnowianie olbrzymie problemy personalne faworyzowanego przed sezonem Falubazu Zielona Góra oraz zaskakująco słabą dyspozycję mistrza z 2014 roku, gorzowskiej Stali.
Siła w drużynie
Siłą Unii był, jak wspomniałem wcześniej, wyrównany skład, który miał jednak dwóch liderów: Martina Vaculika i Janusza Kołodzieja. Obydwaj w hierarchii najlepszych zawodników ekstraligi uplasowali się w ścisłej czołówce: Martin na szóstej pozycji, Janusz tuż za nim. Vaculik miał kapitalny początek sezonu, będąc niepokonanym na torze w Tarnowie, Kołodziej, po pewnych perturbacjach, osiągnął kapitalną dyspozycję przede wszystkim na najważniejszą część sezonu. W Tarnowie uzyskiwali przeciętną 2,5 punktu na bieg, ale i na wyjazdach niemal zawsze można było na nich liczyć.
Bardzo mocną parę stanowili Duńczycy, chociaż na pewno nieco lepsze wrażenie pozostawił po sobie Madsen. W przeciwieństwie do swojego rodaka, którego skuteczność zależała w dużym stopniu od wygrania startu, Madsen był „walczakiem”, nie odpuszczał nigdy, co oczywiście musiało podobać się kibicom.
Niedoceniany przez niektórych Artur Mroczka nie okazał się bynajmniej przysłowiowym „piątym kołem u wozu”. Owszem, miewał słabe występy, ale też zaliczył naprawdę dobre – wraz z Vaculikiem wygrali sporo ważnych wyścigów, swoje więc zrobił. Ta piątka zawodników, jeżdżąc równo przez cały sezon, stanowiła o sile zespołu.
Stosunkowo niewiele wnieśli do niego juniorzy, ale tego można się było spodziewać. Lider tej formacji, 21‑letni Ernest Koza, zaliczył tak naprawdę jeden kapitalny występ w Tarnowie z KS Toruń w sezonie zasadniczym, ale potem szybko obniżył loty. Nie szło Damianowi Dąbrowskiemu, więc w drugiej części sezonu zastępował go w składzie Arkadiusz Madej, ale raczej z podobnym skutkiem. Symboliczny występ w dwóch meczach zaliczył też najmłodszy w zespole Patryk Rolnicki, który jednak w imprezach młodzieżowych udowodnił, że ma na pewno potencjał, co może zaowocować w przyszłości. Trudno mieć jednak do nich pretensje, robili co mogli i ambicji żadnemu z nich nie można było odmówić.
Kilka ciepłych słów trzeba też poświęcić trenerskiemu duetowi Paweł Baran ‑Mirosław Cierniak. Prowadzili drużynę spokojnie, nie wykonując nerwowych ruchów. Rzuceni na głęboką wodę sobie poradzili.
Trudne pytania
W obecnych realiach w polskim sporcie trudno o stabilizację, toteż pewnie zaraz wrócą pytania i troski o sponsorów i budżet na sezon 2016. Od budżetu zależy przecież dalszy byt tarnowskiego żużla na wysokim poziomie i skład drużyny. Trener Baran deklaruje chęć zachowania personalnego status quo. Powrócą też pytania o konieczność modernizacji Stadionu Miejskiego, który na tle innych obiektów klubów ekstraligi wygląda niczym ubogi krewny, o stronę organizacyjną klubu. Na razie, póki trwa jeszcze sezon obecny, cieszmy się z tego, co udało się w nim osiągnąć.