Jako autor tej serii artykułów nie mogę ukryć, iż są one inspirowane życiem. Borykając się ostatnio z problemem natury technicznej, postanowiłem podzielić się serią spostrzeżeń. Pytanie: jak bardzo w dzisiejszym świecie zależni jesteśmy od wirtualnego świata? Zapraszam!
DZIECKO WE MGLE
Żyjemy w czasach, gdzie wszechobecna cyfryzacja skutecznie zdaje się zamykać nas w swoich ramach. I nie chodzi tylko o wirtualne pieniążki, bitcoiny, czy sprawy załatwiane z domu. Nie chodzi nawet o kontakty, jakie nawiązujemy przez internet (chwała Bogu, gdy prowadzą one do realnych spotkań). Chodzi o to, w jakim procencie upraszczamy sobie życie za pomocą małego kwadracika w kieszeni zwanego smartfonem. Ile danych powierzamy temu urządzeniu, ufając, że są tam bezpieczne, bo przecież szyfrowane. Ile spraw zaczęliśmy załatwiać, nie ruszając się z domu i doprowadzając do (z pozoru) nieodwracalnego stanu rzeczy, gdzie rachunek potrafimy zapłacić TYLKO blikiem. Bo tam mam swoje konto, na którym jestem zalogowany. Bo tam hasła nie muszę pamiętać, a miły Infobot, mój przyjaciel, który częściej niż moi znajomi pyta, co u mnie i czy nie potrzebuję na pewno małej pożyczki na nowy… telefon, jest ciągle ze mną. Anyway. Bo można bez końca kontemplować naszą łatwowierność…
Dziś wyjątkowo pilnuję się, by nie uciec od problemu, który chcę przedstawić. Jako człowiek „stosunkowo” światły, byłem lub prawie byłem świadom problemu digitalizacji naszych danych i stopnia uzależnienia od telefonu. Realnie jednak zdałem sobie sprawę z jego skali dopiero wtedy, gdy sytuacja dotknęła mnie osobiście. Jedna ulewa wystarczyła, by większość (jeśli nie wszystkie) danych uległa w moim telefonie zatraceniu ze względu na zalanie. Niby prozaiczna sprawa, żadna tragedia, tak, zgadzam się. Żadna. Ale kiedy pół życia zorganizowałeś sobie w oparciu o ten przedmiot, powrót do rzeczywistości bywa bolesny. Tym bardziej, im mniej kopii zapasowych kontaktów, zdjęć i notatek zrobiłeś. Chciałbym jednak przedstawić tę sytuację bardziej jako alarm, bo wachlarz uczuć, jakich doświadcza wtedy człowiek, jest większy niż myślałem. I istotnie, zaczynasz czuć się jak dziecko we mgle, a problem zaczyna się piętrzyć z każdą godziną. W czym tkwi problem? Odpowiadam.
NA WŁASNE ŻYCZENIE
Tak, uzależniamy się na własne życzenie. Nie zawsze świadomie, jednak dając przyzwolenie na to, by pewne procesy mogły się zacząć. I o ile nie ma nic złego w ułatwianiu sobie życia po to, by móc zaoszczędzić czas na pożyteczniejsze rzeczy niż stanie w kolejce na poczcie (mamo, ślę buziaki!), o tyle ślepe zawierzenie, że zawsze tak będzie, nie należy do najmądrzejszych zachowań. Tak też stało się ze mną, gdy pozbawiony swojego ukochanego iPhone’a, na którym – umówimy się – załatwiam trzy czwarte moich spraw, zacząłem odczuwać LEKKĄ konsternację. A następnie frustrację. Gdy nie możesz dać znać bliskim, że spóźnisz się do domu, sprawdzić pogody na jutro, nastawić budzika, robi się dziwnie.
Zdziwienie przechodzi w lekki niepokój, a niepokój w bliżej nieokreślony strach (że coś mnie omija, o zgrozo!). Strach przed nieprzespaną nocą i gonitwą myśli oraz planem naprawy sytuacji, z której w tym momencie nie ma wyjścia. Jedyne, co możesz zrobić, to zachować spokój, znaleźć alternatywną drogę komunikacji z bliskimi i ludźmi z pracy oraz zająć się odzyskiwaniem danych. Tak też zrobiłem, jednak uczucia wymienione wyżej wcale nie chciały przestać mi towarzyszyć. Świetnie i lekko opisuje się je z perspektywy osoby trzeciej, myślę jednak, że dużo trudniej jest to przeżyć. I dla przypomnienia – mówimy o zwykłym zalaniu głupiego urządzenia, bez którego jesteśmy takimi samymi ludźmi, mamy te same umiejętności, tak samo zmieniamy świat i go postrzegamy.
Rzeczywistość pokazuje jednak, że skala uzależnienia od telefonu jest dużo większa. Jak alarmują psychoterapeuci z „Psychoterapia co tam?”, uzależnienie od telefonu, zwane też fonoholizmem, zaliczane jest do grupy uzależnień behawioralnych. Ze względu na jego rozprzestrzenianie się wśród ludzi i liczbę osób uzależnionych, można już mówić o nim jako o chorobie cywilizacyjnej.
Dość cienka jest granica pomiędzy używaniem a nadużywaniem smartfonu. Telefon od dawna nie służy już tylko do dzwonienia i wysyłania sms-ów. Dlatego też ludzie korzystają z niego o wiele częściej. Kiedy jest mowa o uzależnieniu od telefonu? Jakie objawy mogą być niepokojące?
Nierozstawanie się z telefonem nawet na moment.
Przymus sprawdzania powiadomień w aparacie co kilka minut.
Złość i frustracja, gdy nie można skorzystać z telefonu.
Przymus korzystania z telefonu, nawet jeśli nie ma takiej realnej potrzeby.
FOMO – termin oznaczający „fear of missing out”, czyli zjawisko, w którym człowiek czuje wewnętrzny przymus sprawdzania, czy czegoś nie przeoczył. Ciągle zaglądanie do telefonu.
Unikanie bezpośrednich kontaktów z innymi ludźmi – zamiast spotkania w cztery oczy osoba uzależniona wybiera rozmowę telefoniczną, pisanie sms-ów lub wiadomości na różnego rodzaju komunikatorach, które ma zainstalowane w telefonie.
Strach przed tym, że telefon się rozładuje i nie będzie jak go naładować – czasami może kończyć się nawet napadami agresji lub paniki. Osoba uzależniona stara się zawsze mieć przy sobie zapasową ładowarkę, a nawet naładowany powerbank, by tylko nie dopuścić do takiej sytuacji.
Telefon staje się pośrednikiem w kontaktach międzyludzkich i wypiera inne formy porozumiewania się.
Ciągłe nasłuchiwanie, czy zadzwonił telefon lub przyszło jakieś powiadomienie. Może się to wiązać nawet ze słyszeniem dźwięków fantomowych. Osoba uzależniona jest przekonana, że usłyszała dźwięk dzwonka, powiadomienia lub wibracji, ale tak naprawdę nic takiego nie miało miejsca.
Coraz dłuższy czas spędzany przed ekranem smartfona – jak każda osoba uzależniona, będzie ona dążyć do zwiększenia ilości czasu, który poświęca swojemu nałogowi. Mniejsze dawki, czy w tym przypadku mniejsza ilość spędzanego czasu, nie jest już dla niej satysfakcjonująca i dąży do tego, by jak najbardziej podporządkować swoje życie nałogowi.
DETOX
Nie mamy innego wyjścia. Musimy przeciwstawić się problemowi, który za chwilę będzie dotyczył naszych dzieci. Celowe ograniczenie użytkowania telefonu do konkretnych godzin (lub zadań) wydaje się pierwszym dobrym pomysłem. Generalnie – uświadomienie sobie problemu i skali jego powiązań z naszym życiem pozwoli poczynić kilka kroków, by coś zmienić. Osobiście? Uwielbiam czerpać z życia lekcje, z każdej sytuacji, choć przyznaję, jest to czasem bolesne. Jednak konstruktywne tylko wtedy, gdy coś z tego wyciągniesz. Wystarczy się postarać! Ogranicz swoje multimedialne centrum do niezbędnego minimum. Zrób dwie, trzy kopie zapasowe ulubionych zdjęć. Przeglądnij je jeszcze raz, by przypomnieć sobie, jak wspaniale jest chodzić po górach. Przekaż do przeczytania ten tekst przyjaciółce, która może mieć podobny problem. Spotkajcie się na kawie, by to obgadać i podjąć małe kroczki dążące do poprawy. Kontrolujcie się nawzajem i dopingujcie, a jeśli znacie kogoś uzależnionego od serwisów internetowych czy telefonu, postarajcie się mu pomóc. Tytułem końca… Biopolityka, postczłowiek… dla osób siedzących w temacie te terminy na pewno coś znaczą. Ja tylko przypomnę słowa Elona Muska, który zapytany, czy sądzi, że po świecie będą któregoś dnia chodzić Cyborgi, odparł: „Proszę spojrzeć na siebie. Na nasze życie. To już się dawno dzieje. Tak. Wszyscy jesteśmy cyborgami.”