Wszystko zaczęło się od Arpada. To on, spoglądając ze wzgórza na okolicę, rzekł: dzisiaj Bóg obdarza szczęściem ten region. Poszczególne słowa wypowiedziane wówczas przez legendarnego wodza są dziś nazwami miejscowości, które znalazły się w zasięgu jego wzroku. A szczęście padło na Szerencs, bo po węgiersku to właśnie znaczy. Miasteczko niewielkie, z ciekawą historią, stuletnią łaźnią, dobrym jedzeniem, no i z piwniczkami, w których zdegustować i kupić można najlepsze tokajskie wina. Na weekendowy odpoczynek miejsce idealne, tym bardziej że z Tarnowa dojazd tam zajmuje około 4 godzin.
Trasę można modyfikować, w zależności od preferencji. Można kierować się na autostradę Presov-Koszyce, można pojechać nieco dłuższą, ale bardziej urokliwą – przez miejsca dobrze nam znane z „Podróży na 102”: Grybów, Uście Gorlickie do przejścia w Koniecznej, a później przez Bardejov, Kapuszany, Vranov i Trebisov do Sátoraljaújhely. No a stąd drogą nr 37 już tylko pół godziny na południe. Po drodze można przystanąć, bo wokół same ciekawe miasteczka, idealne na obiad czy krótki odpoczynek. Choćby Tállya – miejsce urodzenia naszego tarnowskiego Węgra Norberta Lippóczy’ego.
Zygmunt Rakoczy – narodziny wielkiego rodu
Zygmunt urodził się w pierwszej połowie XVI wieku. Był synem drobnego szlachcica, który miał niewielkie majątki w Górnych Węgrzech. Chłopak był dobrze wykształcony w protestanckich szkołach, ambitny i sprytny. Toteż zrobił najbardziej olśniewającą karierę spośród sobie współczesnych. Zmarł jako jeden z najbogatszych właścicieli ziemskich na Węgrzech, a dwuletnie rządy Transylwanią otworzyły jego potomkom drogę do panowania w Siedmiogrodzie. To on zbudował podwaliny potęgi rodu Rakoczych. A przy okazji znany był z tego i sam zresztą to przyznawał, że „tak kochał kobiety, iż nie mógł bez nich żyć”. Toteż miał trzy żony, a każda w posagu wniosła mu niemały majątek.
W latach 70. XVI wieku Zygmunt dowodził siłami węgierskimi odpierającymi tureckie ataki, walczył podczas oblężenia Tokaju i służył w twierdzy Eger. Ponieważ zaś skarbiec królewski świecił wówczas pustkami, za swoje usługi otrzymywał w zastaw różne majątki. Szerencs zastawił mu cesarz Rudolf Habsburg – za 4 tysiące florenów. I to dla Zygmunta była wielka sprawa. Wykorzystał fakt, iż miasteczko leży w regionie tokajskim i zaczął handlować winem. Biznes okazał się na tyle lukratywny, że niebawem mógł gruntownie przebudować, w stylu renesansowym, istniejący tu od XIII wieku zamek, który stał się najważniejszą posiadłością, znakomicie podkreślającą jego prestiż. Dlatego właśnie Szerencs w kwietniu 1605 roku był miejscem zjazdu węgierskiej szlachty, podczas którego Stefan Bocskay został wybrany księciem Siedmiogrodu.
Tablica upamiętniająca to ważne wydarzenie znajduje się na ścianie kościoła kalwińskiego (Kossuth tér 3), który jest równie bardzo jak zamek związany z postacią Zygmunta Rakoczego. Położony na wzgórzu, po wschodniej stronie miasta, zbudowany został w stylu romańskim pod koniec XIII wieku, oczywiście jako świątynia katolicka. W 1595 roku Zygmunt podarował go współwyznawcom, jako że był gorącym reformacji zwolennikiem.
Jak na kalwińską świątynię przystało, kościół jest bardzo skromny – ma białe ściany, dużą ambonę i ławki w kolorze drewna. Wyróżnia się jedna z nich, dla której zrobiono wyjątek – pomalowana na niebiesko. W nawie kościoła znajduje się marmurowy sarkofag wzniesiony przez trzech synów Zygmunta. Widnieje na nim herb rodu, wiersz na cześć Zygmunta oraz inskrypcja: W Tobie, Panie, miałem nadzieję, że nie zostanę obrócony w proch na zawsze! Można zejść do podziemi, by zobaczyć urnę z piaskowca, kryjącą kości Zygmunta.
Przywieźli ją tu węgierscy honwedzi walczący podczas Wiosny Ludów, wiedząc, że świątynia w Szerencs była dla Rakoczy’ego bardzo ważna – nakazał, by tu została pochowana jego druga żona i syn.
Dziś w zamku (Huszárvár u.11) działa hotel i restauracja, otoczone pięknymi ogrodami – z atrakcjami dla dzieci i miejscami odpoczynku dla dorosłych. Stały się przestrzenią otwartą i chętnie odwiedzaną – szczególnym zainteresowaniem cieszą się żółwie wodne pływające w zamkowych stawach pośród kolorowych grążeli. W jednym ze skrzydeł znalazło siedzibę muzeum miejskie. Jest tu niewielka ekspozycja przedstawiająca dzieje rodziny Rakoczych, największa na Węgrzech ekspozycja pocztówek i wystawa prezentująca historię nieistniejącej już fabryki czekolady, która była wizytówką XX-wiecznego Szerencsu.
Słodkie Szczęście
W 1889 r. w Szerencs – w ciągu 8 miesięcy – wybudowano największą w ówczesnej Europie cukrownię. Na stulecie jej działalności otwarto – trzecie na świecie – muzeum cukru. Zostało zorganizowane w oparciu o zbiory wieloletniego dyrektora fabryki Istvána Farkasa. Muzeum kierował były główny chemik fabryki. Po całkowitym zamknięciu cukrowni 10 marca 2008 roku, jej majątek za symboliczną złotówkę kupiła gmina Szerencs. Dokładnie rok później otwarto tam park pamięci, zaś dzień zamknięcia fabryki ustanowiono w mieście – dniem pamięci. Obecnie trwa przebudowa dawnej fabryki i muzeum (Gyar ut. 1). Ma się stać nowoczesnym obiektem prezentującym historię nie tylko szerencseńskiego cukru, ale i czekolady.
A to dlatego, że od 1923 r. działała w Szerencs fabryka czekolady, produkująca najbardziej znane węgierskie łakocie, które szybko podbiły podniebienia i starszych, i młodszych. Dziś słodkie pamiątki oglądać można w dwóch miejscach: w muzeum na zamku oraz w budynku, w którym obecnie znajduje się informacja turystyczna (tam można też obejrzeć zabawki i sprzęty produkowane w krajach RWPG, a także stare motocykle). W jednej z sal prezentowane są gigantyczne czekoladowe rzeźby – wykonane przez Roberta Ekkera w związku z Narodowym Festiwalem Czekolady. Są wśród nich popiersia sławnych Węgrów, którzy odegrali ważną rolę w dziejach kraju. Wszystkie – z czekolady wyprodukowanej w Szerencs, której smak można wciąż jeszcze poczuć, bo kilka miejscowych kawiarni zaprasza na tutejsze oryginalne wyroby.
Łaźnia, jedzenie i wino
W centrum, nieopodal zamku, stoi bardzo ładny secesyjny budynek miejskiej łaźni. Został wzniesiony w 1910 roku. Przypomina trochę tę, którą pamiętamy z filmu C.K. Dezerterzy i tak tam spędza się czas. Bilety są tylko całodzienne. Bo tam nikt się nie spieszy. Basen jest połączony z otoczonym zielenią tarasem, wewnątrz też można odpocząć na leżakach. Duże jacuzzi, różne sauny, kawiarnia, fryzjer i salon piękności. No i stoliki śniadaniowe. Bo tu przychodzi się po relaks.
Z punktu widzenia uprawy winorośli i winiarstwa Szerencs jest częścią regionu winiarskiego Tokaj i bramą gór. Toteż na obrzeżach miasta, przy ulicach Alsópincesor i Felsőpincesor znajdują się winiarnie i piwnice oferujące tokajskie wina. W większości trzeba się rejestrować na degustację. Do innych można po prostu wejść, spróbować i kupić. Tak jest choćby w najbardziej utytułowanej, należącej do László Béresa (ta akurat mieści się przy Széchényi köz 6), który tokajskie wino produkuje od 30 lat, a jego winnice w Szerencs, Tállya i Mád mają ponad 15 hektarów.
Lokalne wyroby, czyli przede wszystkim produkty z węgierskiej mangalicy, owoce i warzywa oraz smażone na miejscu langosze kupić można na targu, który rozpoczyna się skoro świt, w każdą sobotę.
Natomiast tradycyjne węgierskie dania ma w swojej ofercie miejscowa, bardzo klimatyczna restauracja, która swoją nazwę wzięła od popularnej na Węgrzech książki – Pepita Macska. Jej tradycją są zaproszenia na transmisje z ważnych wydarzeń sportowych, przede wszystkim takich, w których uczestniczą węgierscy sportowcy.
I tak w Szerencsu czas toczy się raczej wolno, ale za to szczęśliwie. Może warto z tego szczęścia choć łut uszczknąć.