Jak wypić to z Rumunką w Bukareszcie

0
Budynek z balkonem, z którego po raz ostatni przemawiał dyktator
Budynek z balkonem, z którego po raz ostatni przemawiał dyktator | Fot. Mariusz Polański TEMI
REKLAMA

„Jak kochać to Rumunkę w Bukareszcie, jak szaleć to w tym czarującym mieście.
Jak wypić to z Rumunką w Bukareszcie, ja byłem tam, więc przykład ze mnie bierzcie” śpiewał zachwycony Bukaresztem Tadeusz Faliszewski – pierwszy głos II Rzeczpospolitej.

Monumentalny, eklektyczny, trochę orientalny – taki jest Bukareszt dzisiaj. Od czasów międzywojnia bardzo się zmienił. I dziś nie można pisać już tylko o mieście. Bo nad nim wciąż unosi się duch Nicolae Ceausescu. I choć Rumuni chcieliby o nim zapomnieć, jest wciąż obecny w miejskiej tkance. I w sposób zupełnie oczywisty pierwsze kroki kieruje podróżny w stronę Pałacu Parlamentu, by zachwycić się, ale i przerazić jego wielkością, i by z jego perspektywy spojrzeć na miasto – na kilkupasmową ulicę i szeroki bulwar Zwycięstwa Socjalizmu, zwany dziś bulwarem Zjednoczenia, który w założeniu musiał być dłuższy i szerszy niż paryskie Champs-Élysées. Miał robić wrażenie. I robi. Choć dziś zupełnie inne niż chciał Nicolae. A później przejść na plac Rewolucji, gdzie stoi budynek, z którego balkonu dyktator wygłosił swoje ostatnie przemówienie. Stąd musiał uciekać, ale nie uniknął karzącej ręki narodu. Niedługo później światem wstrząsnęła wiadomość o jego tragicznym końcu. Wokół placu – tablice z nazwiskami tych, których stać było na to, by mu się przeciwstawić. I pomnik, którego przesłanie dla przyjezdnych nie do końca jest zrozumiałe, a miejscowi nie potrafią go klarownie wytłumaczyć. Jednak wszyscy wiedzą, że zbudowano go na cześć tych, którzy kiedyś tu wykrzyczeli groźne: nie!

Anca i Pałac Parlamentu

Anca Petrescu miała 28 lat, gdy wygrała konkurs na projekt monumentalnego obiektu – Pałacu Parlamentu, wówczas nazywanego Domem Ludu. Czy świeżo upieczona absolwentka architektury bukareszteńskiego instytutu wiedziała, na co się porywa? Czy zdawała sobie sprawę z tego, że konieczne będzie wyburzenie trzech dzielnic miasta, w sumie ponad 9 tysięcy budynków i przesiedlenie 40 tysięcy ludzi? Że położona na wzgórzu Uranus jedna z najpiękniejszych dzielnic miasta pójdzie w zapomnienie, gdy spychacze i koparki zniszczą zabytkowe wille, cerkwie, synagogi i protestanckie kościoły? Pewnie nie – bo kompromisy nie są przywilejem młodości. Więc, pod czujnym okiem dyktatora, zaczęła realizować wielki projekt. Nie była sama. Wraz z nią pracowały setki architektów, 5 tysięcy żołnierzy i około 20 tysięcy robotników. Nie wszyscy przeżyli. Ale gigantyczny gmach, najcięższy na świecie, góruje dziś nad stolicą i – mimo wszystko – zachwyca potęgą i rozmachem.

REKLAMA (2)

Budynek wznosi się na 84 metry i ma 12 nadziemnych kondygnacji. Jest też 9 podziemnych, ale tu większości pomieszczeń wciąż nie zagospodarowano.

Zajmijmy się więc tym, co nad powierzchnią, a i tak jest czym. Bo to ponad 1100 sal i korytarzy. Tylko 400 z nich do tej pory w pełni urządzono. Kolumny, łuki i marmur kipią przepychem, ciężkością i wielką formą. Obok marmuru – drewno ze złotymi akcentami, jedwabne dywany i kryształowe żyrandole, w sumie jest ich tu 2 tysiące 800. Najcięższy waży ponad 2 tony, a nad nim jest specjalne pomieszczenie, z którego można go czyścić. Niemal wszystkie materiały użyte do budowy pochodzą z Rumunii. Wyjątek stanowią drzwi, prowadzące do jednej z największych sal, podarowane przez kongijskiego dyktatora Mobutu Sese Seko.

By wejść do Pałacu Parlamentu, trzeba się poddać kontroli, takiej jak na lotnisku. I najlepiej wcześniej zarezerwować godzinę wejścia. Inaczej trudno będzie dostać się do wnętrza monumentalnej budowli. Bo tak naprawdę nikomu na tym nie zależy. Półtorej godziny zwiedzania z przewodnikiem, oznacza zaledwie 6 procent odwiedzonej przestrzeni pałacu. By wejść do podziemi, trzeba trafić na termin specjalnej wycieczki. Na co dzień trudno się tam dostać. A szkoda. Bo pod pałacem Ceaușescu kazał wybudować sieć łączącą budynek z najważniejszymi instytucjami miasta. To oznacza 20 kilometrów tuneli, na tyle dużych, by dało się w nich jeździć samochodem. Najniższa kondygnacja zaś, to bunkier przeciwatomowy.

Plac Rewolucji

Plac Rewolucji to obowiązkowy przystanek podczas pobytu w Bukareszcie. Tu stoi budynek, dziś siedziba ministerstwa, niegdyś – Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Rumunii, z którego balkonu dyktator przemówił po raz ostatni. I to właśnie miejsce jego upadku chcą zobaczyć ci, którzy je odwiedzają.

Tłum, który zgromadził się tu pod koniec 1989 roku, był wściekły i groźny. Na tyle, że na dachu musiał wylądować helikopter i zabrać Ceausescu. To była dramatyczna ucieczka. Najpierw do rezydencji Snagov, a później lądowanie na autostradzie. Stąd wielki dyktator i jego żona autostopem dotarli do Târgovişte. Tam zostali rozstrzelani. Nicolae i Elena. Świat był wstrząśnięty.

A dziś na placu Rewolucji – pomnik i tablice z nazwiskami tych, którym Rumunia zawdzięcza zmianę. Co dokładnie symbolizuje? Przyjezdnym trudno zrozumieć. Miejscowi wiedzą, że szarzyzna i strach ustąpiła kolorowej nadziei. Ale wciąż nie wiedzą, co ona im przyniesie?

Bukareszt, po prostu

A w Bukareszcie życie płynie bałkańskim rytmem. Szybko i chaotycznie działają ludzie. Czy dlatego, że pamiętają ich wszystkich – Turków, Greków i Rosjan? Czy dlatego, że tacy są? A może dlatego, że żyją wśród przepięknych cerkwi wtopionych w wielkomiejskie blokowiska i wschodnich karawan serajów. Jak to wszystko połączyć? A może nie trzeba? Bo to wszystko pięknie się splata. Tak niecodziennie, przynajmniej dla nas.

REKLAMA (3)

Spacerując po śródmiejskiej starówce napotyka podróżny tak niezwykłą perełkę jak klasztor Stavropoleos. Jego wnętrze jest przepiękne, delikatnie okraszone bizantyjskim złotem. Wewnątrz staruszka, pilnująca, by przybysz ze świata na czas zdjął czapkę przed świętymi uwiecznionymi na ikonach. Na dziedzińcu – pamiątki po tych cerkwiach, które nie miały tyle szczęścia, by w całości przetrwać trudne czasy.

A po sąsiedzku, już za ulicą – gwar miasta. Przepiękna restauracja w post tureckim karawan seraju, jak za dawnych czasów szeroko otwarta dla gości. Serwuje specjały tutejszej kuchni – sarmale i mamałygę, zakuskę i słodkie papanasi. A do tego wyborne wina, białe, czerwone, różowe.

Kilka uliczek dalej porywa wielojęzyczny tłum i niesie radośnie przez niewielkie co prawda, ale stare serce miasta. Bardzo już strudzone tempem przemian, jednak wciąż zachowujące mocne zapachy kawy i orientalne wonie serwowanych dań, a także – nawet nocą pełne – księgarnie.

I taki jest ten Bukareszt. Choć Rumunki dziś pewnie są tu już inne.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
NAJNOWSZE
NAJSTARSZE NAJWYŻEJ OCENIANE
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze