Pracownicy biur mówią, że dysponują jedynie prywatnymi numerami telefonów i nie są upoważnieni do ich przekazywania osobom postronnym. A w czasie ostatnich tygodni, kiedy większość gmin na Powiślu dotknęła powódź, ludzie często szukali kontaktu z radnymi.
– Z wielkim trudem, dopiero po telefonicznych rozmowach z kilkoma osobami, udało mi się uzyskać numer radnego – skarży się mieszkanka jednej z miejscowości w gminie Bolesław. – A czy to powinno tak być, że ja 10 złotych muszę wydać na rozmowy, żeby dostać numer do radnego, na którego oddałam swój głos? Skoro nie chce mu się pracować dla ludzi, to niech zrezygnuje z funkcji. Tyle naobiecywał trzy lata temu w kampanii, a teraz trudno się z nim skontaktować.
W gminie Bolesław nawet nie wiadomo, kto jest radnym, bo na oficjalnej stronie urzędu nie ma na ten temat ani słowa.
– Radni nie mają obowiązku podawać do publicznej wiadomości swoich prywatnych numerów telefonów, a na służbowe samorządu nie stać. W naszej gminie mieszka zaledwie trzy tysiące ludzi, wszyscy się znamy i mieszkańcy wiedzą, kto jest radnym. To nie jest tak, że mieszkańcy wcale nie mają kontaktu z radą, przewodniczący pełni dyżury w urzędzie w każdy poniedziałek – wyjaśnia wójt Bolesławia, Kazimierz Olearczyk.
Faktem jest, że radni z tej gminy są najgorzej opłacani w całym powiecie, przewodniczący rady ma miesięczny 400-złotowy ryczałt, pozostali za każde posiedzenie biorą po 100 złotych. Sesje odbywają się średnio co półtora miesiąca.
Podobna sytuacja jest w gminie Mędrzechów. Co prawda tam nazwiska radnych są podane w internetowym Biuletynie Informacji Publicznej, ale skontaktowanie się z nimi jest zadaniem dla wytrwałych. W biurze rady usłyszeliśmy, że nie ma zgody radnych na przekazywanie mieszkańcom ich numerów telefonów. Mieliśmy nadzieję, że być może relacje wyborca-radny unormowane są w regulaminie rady, ale na stronie internetowej urzędu w miejscu, gdzie ów dokument powinien się znajdować, widnieje jedynie napis „Tekst1”.
W Gręboszowie pracownica biura rady, Bożena Landowska wyjaśnia:
– Najpierw trzeba zadzwonić do mnie, a ja przekazuję informację radnemu bądź za jego zgodą przekazuję numer telefonu. W każdy poniedziałek przewodniczący pełni dyżur, ale rzadko kto przychodzi. Na sesje też mieszkańcy nie chodzą, chyba że poruszane są takie sprawy jak likwidacja szkoły. W Gręboszowie przewodniczący rady pobiera miesięczną dietę w wysokości 800 złotych, radnym gmina płaci 140 złotych za posiedzenie.
W Dąbrowie Tarnowskiej, aby uzyskać numer telefonu do radnego, trzeba zadzwonić do biura rady miejskiej lub osobiście się tam pofatygować. Na drzwiach wisi kartka, na której są numery.
– Jeżeli mieszkańcy dzwonią i chcą się spotkać z radnymi, umawiam dogodne dla nich terminy – mówi Izabela Pintatara-Twardy z biura obsługi rady. Radni w Dąbrowie mają miesięczne ryczałty, przewodniczący bierze 1700 złotych, wiceprzewodniczący rady i przewodniczący komisji mają po 750 złotych, pozostali po 600 zł. Na dyżury do przewodniczącej rady powiatu przychodzi sporo ludzi, ale z uzyskaniem numeru telefonu do innych radnych jest sporo problemów.
– Dysponujemy tylko prywatnymi numerami i nie jesteśmy upoważnieni do ich przekazywania – wyjaśnia Anna Mikos z biura rady. – Zwyczaj mamy taki, że jeżeli ktoś dzwoni i prosi o numer, to ja zawiadamiam o tym radnego i jeżeli ten zgodzi się udostępnić numer swojej komórki, to podaję go.
Starosta dąbrowski zadeklarował, że na najbliższej sesji będzie apelował do radnych, aby udostępnili swoje numery telefonów mieszkańcom. Ale konia z rzędem temu, kto domyśli się, ile radni powiatowi zarabiają. W uchwale, która podjęta została w tej sprawie w 2011 roku, można przeczytać, że wysokość miesięcznej diety dla przewodniczącego rady wynosi „70 procent półtorakrotności kwoty bazowej określonej w ustawie budżetowej”. Do uchwały nie ma żadnego załącznika, tak więc owa kwota bazowa pozostaje wielką niewiadomą.
Radny pilnie poszukiwany!
REKLAMA
REKLAMA