8 kwietnia 1975 roku wydany został album Toys In The Attic, trzeci w dyskografii Aerosmith. Stał się krążkiem przełomowym i zarazem jednym z najlepszych w całej dyskografii bostońskiego bandu.
Tym razem nie odniosę się do związanych z Toys In The Attic wspomnień sprzed lat, bo tak naprawdę „zakumplowałem” z muzyką Aerosmith dopiero przy następnej płycie – Rocks. W moich szkolnych latach trzeci krążek bandu nigdy nie pojawił się w całości. To była moja strata, bo to przecież bardzo dobra płyta.
Zanim jednak do niej przejdę, słów kilka o genezie zespołu. Jedna z wersji głosi, że dwaj kolesie z Sunapee (New Hampshire) – Steven Tyler i Joe Perry – spotkali się na koncercie The Rolling Stones. Tak bardzo zafascynowała ich muzyka Anglików, że postanowili założyć zespół. Kapela przybrała nazwę Jam Band, a około roku 1970, przeniósłszy się do Bostonu, grała już jako Aerosmith. Od początku istnienia grupy starano się wykorzystywać uderzające podobieństwo Tylera do frontmena Stonesów, a on sam, zresztą bardzo udanie, starał się Micka Jaggera naśladować. Na styl bostończyków mieli jednak wpływ nie tylko Stonesi, Tyler podkreślał: bardzo podobał nam się Led Zeppelin i jego potężne brzmienie… Chcieliśmy grać tak jak oni.
Prace nad Toys In The Attic rozpoczęły się na początku 1975 roku w studio The Record Plant w Nowym Jorku. Utwory zostały nagrane za pomocą miksera Spectrasonics na 16-ścieżkowym magnetofonie.
Przy wcześniejszym albumie Get Your Wings zespół rozpoczął współpracę z producentem płytowym Jackiem Douglasem, który wyprodukował również Zabawki. Gitarzysta zespołu, Joe Perry, wspominał: Kiedy zaczęliśmy produkować „Toys in the Attic”, nasza pewność siebie dzięki nieustannym koncertom była odpowiednio podbudowana. W swojej autobiografii Perry tak to uzupełnił: Nasze pierwsze dwa albumy zasadniczo składały się z piosenek, które graliśmy w klubach przez lata. Z „Toys” zaczynaliśmy od zera. Tworząc tę płytę, nauczyliśmy się pisać i nagrywać piosenki w wyznaczonym terminie. W trakcie pracy zaczęliśmy dostrzegać, co możemy osiągnąć jako Aerosmith. Ponieważ wszyscy wrzucali swoje pomysły, „Toys” było naszym przełomem. Przełom ten ułatwił Jack Douglas, który w studiu stał się szóstym członkiem zespołu.
Recenzje płyty były jednak mieszane. Gordon Fletcher z magazynu Rolling Stone porównał album z Get Your Wings. W tym zestawieniu Toys wypadał jego zdaniem mniej korzystnie, a już na pewno zdecydowanie słabiej został wyprodukowany (?). Robert Christgau był bardziej pozytywnie nastawiony. Zauważał postęp, jaki muzycy Aerosmith poczynili w krótkim czasie – zarówno muzycznie, jak i tekstowo. Bodaj najbardziej entuzjastycznie ocenił płytę Greg Kot, który nazwał ją symbolem hard rocka. Po latach opinie w większości stały się pochlebne i Toys In The Attic zaczęto uważać za „klasyczne dzieło” w dyskografii Aerosmith.
Tom Sheridan (recenzent m.in. Mojo, All Music Guide i Downbeat) omawiając płytę w książce 1001 albumów muzycznych, napisał: Piosenka tytułowa uderza słuchacza mieszanką wyobraźni i czystego szaleństwa wspartą syczącym perkusyjnym hi-hatem, zgrzytającym riffem i warczącym wokalem. Bardziej wyluzowana piosenka „Uncle Salty” nie jest mniej bezwstydna, opowiadając historię dziwek, alfonsów i dilerów. Ale to „Walk This Way” i „Sweet Emotion” ustaliły modus operandi zespołu i ugruntowały jego pozycję w historii rocka. Pierwsza z tych „gruntujących” okazała się pionierskim numerem dla łączenia rocka z rapem. Była wspólną kompozycją Tylera i Perry’ego. Riff gitarowy i rytm nadawany przez sekcję zostały znakomicie uzupełnione równie silnie zrytmizowaną partią wokalną. Druga z nich, Sweet Emotion o mały włos nie znalazłby się na płycie. Ostatniego dnia nagrań Jack Douglas zapytał: Czy ktoś ma na zbyciu jakiś riff?. Basista Tom Hamilton zgłosił swoją propozycję, która się spodobała. Po jakimś czasie ów fakt muzyk tak uzupełnił: Spaliłem więc lufę albo dwie i zaaranżowałem ten kawałek.
Z zamieszczonych na płycie utworów właściwie każdy miał swój szczególny wyraz. Tytułowy dysponował drivem nie gorszym niż AC/DC, Round And Round z głucho łomoczącymi bębnami i ciężkim riffem twórczo wykorzystywał inspiracje muzyką Black Sabbath, a wieńczący całość balladowy You See Me Crying zdumiewał udaną orkiestracją.
Toys in the Attic osiągnął jedenastą pozycję na liście US Billboard 200. Jedenaście lat po wydaniu zyskał nową popularność. Stało się to za sprawą hiphopowej grupy Run-DMC, która wykonała (zresztą wspólnie z Aerosmith) cover Walk This Way. Fakt ten, jak czas pokazał, wydatnie wpłynął na ożywienie słabnącej wówczas kariery bostończyków.