Run With The Pack

0
borowiec
borowiec1805
REKLAMA

Kwartet Bad Company, zwany w tamtych latach supergrupą, został założony przez Paula Rodgersa, świetnego wokalistę zespołu Free oraz gitarzystę Micka Ralphsa, grającego wcześniej w popularnej formacji Mott The Hoople. Dołączyli do nich: kumpel Rodgersa z Free – perkusista Simon Kirke oraz basista zespołu King Crimson – Boz Burrell. Według Ralphsa, Burrell był aż szesnastym instrumentalistą, który w wyniku przesłuchań znalazł się w Bad Company.
W takim składzie zespół mógł wreszcie zagrać solidnego rocka, który wtedy nie był muzyką dla grzecznych dziewczynek. One wolały raczej piosenki ładnych chłopców z Bay City Rollers. Faceci lubili solidne, albo hard, albo bluesrockowe łojenie. Kwartet Bad Company oferował im i jedno, i drugie.
Dla mnie trzy, a nawet cztery pierwsze płyty zespołu to klasyka rocka. Do Run With The Pack, którą Paul Rodgers nazwał najlepiej wyprodukowaną płytą Bad Company, mam sentyment podobny jak do drugiego albumu – Straight Shooter. Ciekawe jest jednak to, że oba te krążki nie były „killerami” w takim stopniu jak debiutancki winyl. Mimo wszystko były nośne, nawet bardzo nośne.
Zatem cóż takiego ta trzecia płyta w dorobku zespołu przyniosła? Sporo. Otwierający Run With The Pack wybuchowy numer Micka Ralphsa Live For The Music od razu budził uznanie. Są tacy, którzy uważali, że zostawiał w tyle „otwieracze” poprzednich płyt. To pewna przesada, bo przecież Can’t Get Enough z pierwszej płyty powalał. Co by jednak nie mówić, w przypadku Live For The Music grupa udowodniła, że potrafi grać z prawdziwie hardrockowym impetem. Prosty, ale zabójczy riff, a przy tym solidne brzmienie z uwypukloną partią gitary basowej zapewniły tej kompozycji rockową szlachetność.
Po niej brzmiała ballada Simple Man. Ładna, na pewno ponadprzeciętna piosenka, jednak nie aż tak dobra jak kończąca krążek Fade Away, podana w stylu najlepszych dokonań zespołu Free, okraszona świetną solówką Micka Ralphsa. O Fade Away należałoby jednak dodać, że trwając niespełna trzy minuty, była stanowczo za krótka. Po Simple Man zespól serwował kolejną dawkę hardrockowego poweru w postaci Honey Child, znów ze świetnym basem Boza Burrella.
Po nieco przesłodzonej kompozycji Love Me Somebody następował najdłuższy na płycie numer tytułowy, czyli Run With The Pack. Kiedy o nim myślę, to zdaję sobie sprawę, że może nie był arcydziełem (świadomie użyłem tego określenia) na miarę Bad Company – tytułowego utworu z płyty debiutanckiej, ale na tyle go cenię (te smyczki w finale!), że umieszczam go wśród najlepszych dokonań zespołu. Sądzę, że z tą kompozycją jest w moim odczuciu podobnie jak z następującą po niej piosenką Silver, Blue And Gold, która może i nie ma aż takiego formatu, a nawet (jak chcą niektórzy) trąci nieco banałem, ale za sprawą soulującego wokalu Rodgersa trudno odmówić jej uroku. Pamiętam, że od razu ją polubiłem. Zresztą, co by nie mówić, głos Rodgersa zawsze podnosił poziom nawet przeciętnych kompozycji.
Na płycie znalazły się ponadto: Young Blood – cover rhythm’n’bluesowego standardu zespołu The Coasters z 1957 roku, piosenka Do Right By Your Woman, stanowiąca w gruncie rzeczy pewnego rodzaju wypełniacz, i wreszcie jeszcze jeden mocniejszy kawałek w postaci Sweet Lil’ Sister.
Płyta Run With The Pack była rejestrowana we Francji pod bacznym okiem Rona Nevisona w mobilnym studio zespołu The Rolling Stones na przełomie lata i jesieni 1975 roku. Nad miksami i ostateczną produkcją w Los Angeles czuwał Eddie Kramer.
Krążek wyróżniał się nie tylko znakomitą produkcją, ale też okładką, której autorem był Kosh, twórca legendarnych „opakowań” m.in. takich płyt, jak: Abbey Road, Let It Be (The Beatles), Hotel California (The Eagles), Out of the Blue (ELO) czy Who’s Next (The Who).
Run With The Pack pokazała, na ile zespół Bad Company poszedł w kierunku wyrafinowanych, łagodnych brzmień i wysmakowanych aranżacji, oferując przy tym sporo wpadających w ucho melodii. To wszystko znalazło potwierdzenie w wymiarze komercyjnym, przekładając się na ilość sprzedanych egzemplarzy. W Anglii płyta dotarła do czwartego miejsca list bestsellerów, a w Stanach Zjednoczonych, według zestawienia magazynu Billboard, uplasowała się na pozycji piątej. To były bardzo dobre wyniki.
Dla mnie Run With Pack, którą poznałem dzięki programom Piotra Kaczkowskiego w radiowej Trójce, ma jeszcze inny, sentymentalny wymiar. Cudownie przenosi mnie do świata wspomnień, świata, w którym znów jestem zafascynowanym rockiem szesnastolatkiem.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
NAJNOWSZE
NAJSTARSZE NAJWYŻEJ OCENIANE
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze