John Lennon i jego Rock’n’Roll

0
REKLAMA

Tym razem o piątym i zarazem ostatnim solowym albumie Johnna Lennona, wydanym pół wieku temu przez wytwórnię Apple, a zatytułowanym Rock’n’Roll.
Z muzyką z tego krążka dzięki audycji Piotra Kaczkowskiego Kiermasz płyt zaprzyjaźniłem się niespełna miesiąc po jego wydaniu. W tamtych odległych czasach dotarcie do świeżo wydanej zachodniej płyty było dla nastolatka niemal niemożliwe. Na szczęście Polskie Radio emitowało programy, dzięki którym można było zarejestrować muzykę na taśmie magnetofonowej. Do takich właśnie należał Kiermasz płyt. No, ale do rzeczy.

fonograf - John Lennon i jego Rock’n’RollRejestracja płyty trwała ponad rok i była bardzo kłopotliwa. Wcześniej artysta został pozwany przez Morrisa Levy’ego za naruszenie praw autorskich do jednego wersu w piosence Beatlesów Come Together. W ramach ugody zawartej po wydaniu albumu Mind Games Lennon zobowiązał się do umieszczenia na kolejnej płycie trzech piosenek należących do wydawnictwa Levy’ego, Big Seven Music.

Mniej więcej w tamtym czasie – jak można przeczytać o tym na stronie Muzyczna strefa – Lennon i Yoko Ono zdecydowali się na separację. Artysta wyjechał ze swoją sekretarką May Pang do Los Angeles, gdzie rozpoczął sesje nagraniowe do nowej płyty wraz z twórcą ściany dźwięku, Philem Spectorem. Tym kolejnym albumem miał być właśnie Rock’n’Roll. Zaczęło się dobrze, ale wkrótce temperament obu panów zamienił sesje w niekończące się libacje alkoholowe, które spowodowały, że właściciel studia zdecydował się ich pozbyć. Spector zabrał ze sobą taśmy i zapadł się pod ziemię, a Lennon wyjechał do Nowego Jorku i rozpoczął pracę nad kolejną płytą, Walls And Bridges, która z założenia miała być zbiorem całkowicie nowych piosenek. Umieszczono jednak na niej utwór, do którego Levy miał prawa autorskie – Ya Ya. Ciekawe, że tuż przed wydaniem płyty, odnaleziono taśmy, które zabrał ze sobą Spector. Lennon jednak, całkowicie pochłonięty pracą nad Walls And Bridges, zdecydował się odłożyć je na później.

REKLAMA (2)

Levy po ukazaniu się Walls And Bridges nie był zachwycony, umowa zakładała inaczej. Lennon opisał mu jednak zaistniałą sytuację i obiecał, że na następnym krążku dotrzyma słowa. Zebrał więc tych samych muzyków, z którymi nagrywał pierwotną wersję. Wśród nich znaleźli się m.in. Jose Feliciano, Klaus Voorman i Leon Russell. Z nimi sfinalizował całość w zaledwie kilka dni. Wydana w lutym 1975 roku płyta okazała się wielkim sukcesem, a przeróbka standardu Bena E. Kinga, Stand By Me, podbiła listy przebojów na całym świecie.
Roboczy tytuł albumu brzmiał Oldies But Mouldies. Tak było do czasu, w którym Lennon zobaczył neonowy napis przygotowany na okładkę przez Johna Uomoto. Neon połączono z fotografią zrobioną przez Jürgena Vollmera podczas pobytu Beatlesów w Hamburgu. Fotografia przedstawiała Lennona w drzwiach z trzema postaciami w ruchu na pierwszym planie. Postaciami byli: George Harrison, Stuart Sutcliffe i Paul McCartney.

REKLAMA (3)

Płytę otwierał jeden z największych rockandrollowych klasyków z repertuaru Gene’a Vincenta Be-Bop-A-Lula. Lennon, z racji sporego podobieństwa wokalnego do pierwowzoru, pozostał tu dość wierny oryginałowi. Wspomniana piosenka Stand By Me w wersji oryginalnej śpiewana przez Bena E. Kinga była delikatną, ozdobioną pięknymi smyczkami laurką dla ukochanej. W ujęciu Lennona nabrała rockowego sznytu stając się jednym z większych jego przebojów i do dziś pamiętana jest bardziej niż pierwowzór.

Wiązanka Rip It Up/Ready Teddy składała się z dwóch utworów rockandrollowego pioniera: Little Richarda. Mimo, że trzymała fason była raczej bladym odbiciem oryginałów. Podobnie było z hitem Fatsa Domino Ain’t That a Shame oraz z wiązanką piosenek Sama Cooke’a i Little Richarda Bring It On Home To Me/Send Me Some Lovin’, w której zabrakło i emocji, i energii. No, ale Lennon, zaserwował również świetne wersje evergreenów, nie tylko na początku płyty. Tak było w przypadku Sweet Little Sixteen Chucka Berry’ego, Peggy Sue niezapomnianego Buddy’ego Holly’ego, czy wieńczącego całość smutnego walca Just Beacause z repertuaru Lloyda Price’a.

Album Rock’n’Roll John Lennon nagrał przede wszystkim dla własnej frajdy. Zredefiniował nim swoje miejsce na muzycznej scenie. Nie starał się już być głosem pokolenia, wolał raczej poczuć się rockmanem serwującym covery hitów z lat 50. i 60. One zawsze mu towarzyszyły i często mawiał, że kiedy coś nagrywa w studiu, dla rozgrzewki gra kilka staroci.
I jeszcze na koniec. Gdybym dziś komuś chcącemu poznać korzenie rock and rolla miał polecić stosowne utwory, wybrałbym oryginalne nagrania pionierów. Natomiast, gdyby to miała być muzyczna pigułka, poradziłbym sięgnąć właśnie po płytę Lennona.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
NAJNOWSZE
NAJSTARSZE NAJWYŻEJ OCENIANE
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze