Ukraina od dziesięciu lat prowadzi wojnę z Rosją, walcząc o wolność i niepodległość, ale walczy także o Polskę, Unię i Zachód. Rosja jest wrogiem Zachodu, popierają ją inne dyktatury oraz odrażające, nacjonalistyczne, religijne reżimy. Stoimy przed zagrożeniem, że w Stanach Zjednoczonych może wygrać wybory ograniczony nacjonalista, zauroczony różnego typu dyktatorami. W dodatku ten odwołujący się do najgorszych tradycji amerykańskiego izolacjonizmu, rasizmu i religijnego fanatyzmu kandydat nie uznaje zasad i gwarancji bezpieczeństwa w NATO. To poważna groźba dla krajów, które kiedyś należały do sowieckiej strefy wpływów. Czas komfortu dla Zachodu się skończył, a walcząca bohatersko Ukraina kupuje za cenę krwi, cierpień i wielkich zniszczeń czas konieczny do obrony. Walczy więc dla nas. Każdy zniszczony moskiewski czołg, samolot i okręt oznaczają dziś wsparcie dla Polski i Europy.
Wrogowie Ukrainy oraz Europy i Zachodu zgrupowani są w koalicji autorytarnych państw, takich jak Rosja, Białoruś, Iran, wspieranych przez nacjonalistyczne reżimy m.in. Węgier, Słowacji i Chin. Okazuje się, że Rosja ma zdumiewająco wielu zwolenników także w Polsce. Są to albo bezpośrednio zwolennicy Putina i jego agentura, albo nienawidzący demokracji nacjonaliści i ogłupieni nacjonalistyczną propagandą zwolennicy PiS-u, dla których głównym celem jest obalenie Koalicji 15 października i powrót do władzy Kaczyńskiego. Protesty rolników prowadzą nie tylko osoby domagające się ograniczenia importu i wymiany handlowej na terenie Unii, ale opętani nienawiścią do rządu Donalda Tuska, ogłupieni przez pisowskie media nacjonaliści i religijni fanatycy, broniący swoich pieniędzy, stanowisk i przywilejów właściciele pisowskiej Polski, hańbiący piękną nazwę „Solidarność” marionetki Piotra Dudy, a także tradycyjnie związani z PiS-em niektórzy górnicy, leśnicy, specjaliści od wycinania lasów, związani z Rydzykiem hodowcy zwierząt futerkowych, myśliwi domagający się prawa do bezkarnego strzelania, przeciwnicy ochrony przyrody itp. Manifestacje rolników uaktywniły bardzo wiele grup promoskiewskich, nacjonalistów, a przede wszystkim dały szansę pisowcom na atakowanie rządu. Ludziom rzucającym kostkami bruku w policjantów czy wymachującym flagami „patriotom” nie chodzi o żadnych rolników, ale o powrót Kaczyńskiego i jego szajki do władzy. Burdy uliczne, atakowanie policji, podpalanie Polski to strategia Kaczyńskiego i jego szajki na zmianę wyniku wyborów.
Elementarny interes polityczny i racja stanu Polski wymagają sojuszu z Ukrainą i popierania jej w wojnie z Rosją. Przegrana Ukrainy oznacza, że na naszej wschodniej granicy staną wojska putinowskiej Rosji, która jednoznacznie określiła strefę swoich interesów, obejmującą wszystkie terytoria, jakie kiedykolwiek należały do Rosji, a więc także Polski, a nawet Alaskę, którą w XIX wieku Rosja sprzedała Ameryce i czego nie może odżałować. Putin określił upadek i rozpad Związku Sowieckiego jako największą tragedię XX wieku. Dla Polski to – obok klęski mocarstw rozbiorowych w I wojnie oraz upadku III Rzeszy – jedno z najradośniejszych i najważniejszych wydarzeń. Dla Putina obecna wojna „… to starcie narodu rosyjskiego z całym ‘kolektywnym Zachodem’, preludium jakiejś nowej Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Widmo wojny wróciło do Europy, realny strach pojawił się dopiero, gdy okazało się, że Ukraina może armii Putina jednak nie zatrzymać. Realna stała się wizja, że Stany Zjednoczone, na których od początku zimnej wojny z ZSRR opierała się cała obrona Zachodu, mogą za rządów Trumpa rozpocząć wychodzenie z NATO”. (Jerzy Baczyński, „Widmo wróciło”, „Polityka” 21-27.02.2024 r.).
Podczas charytatywnej uroczystości w Tarnowie 2 marca br., biorąc udział w dyskusji na temat relacji polsko-ukraińskich, zobowiązałem się przedstawić na łamach tygodnika TEMI osobę, która moim zdaniem może być patronem relacji Polski z Ukrainą. Nie jest to zadanie łatwe, bo nie ma chyba kogoś, kto nie budziłby kontrowersji. To zrozumiałe, biorąc pod uwagę często dramatyczne nasze relacje z Ukrainą, krzywdzące stereotypy podsycane przez zainteresowane we wzajemnej wrogości nacjonalizmy. Myślę, że takim patronem naszej wspólnej historii mógłby być hetman Iwan Mazepa Jan Kołodyński, urodzony 20 marca 1639 r. w Mazepińce. Wypowiadał się przeciwko rosyjskiej dominacji nad Ukrainą zapoczątkowanej ugodą w Perejesławiu, obchodzonej w Związku Sowieckim jako święto państwowe, co z punktu widzenia rosyjskiego szowinizmu jest zrozumiałe. Mazepa opowiadał się za czymś, co dziś moglibyśmy nazwać opcją europejską i co znakomicie wpisuje się w dążenie jego narodu i państwa do członkostwa w Unii Europejskiej i NATO. Dla Rosjan od czasów Piotra I był zdrajcą, który zaprzedał się Polsce, Szwecji i Zachodowi. Jego portrety były wieszane na szubienicach i palone, kiedy ogłosił: „Bracia, nasz czas nadszedł, powinniśmy zemścić się na Moskwie za lata brutalnej dominacji, powinniśmy bronić naszych praw i wolnej, niepodległej Ukrainy.” Te słowa znakomicie pasowałyby do dzisiejszej oceny sytuacji jako wezwanie do obrony przed rosyjską agresją. Mazepa chciał, żeby Ukraina stała się wolnym, niepodległym państwem na wzór europejski. Wtedy oznaczało to sojusz z Polską, gwarantowany przez polskiego króla Stanisława Leszczyńskiego, a także króla Szwecji Karola XII, wówczas europejskiej potęgi. Niestety plany te załamały się w bitwie pod Połtawą 8 lipca 1709 roku, w której wojska rosyjskie pokonały armię szwedzką i wspierających ją Kozaków hetmana Mazepy. On sam umarł na wygnaniu w Turcji. Zaczęła się dominacja Rosji, Ukraina utraciła resztki suwerenności za czasów Katarzyny II, a wkrótce nastąpiły rozbiory Polski. Na 100 lat Polska zniknęła z mapy, rozwiały się marzenia o niepodległej Ukrainie.
Szansa powstania niepodległej Ukrainy zaistniała w 1920 r. w efekcie umowy zawartej pomiędzy Józefem Piłsudskim i Semenem Petlurą oraz wspólnej ofensywy na Kijów. Oznaczało to wojnę z Rosją, a Polska była za słaba, aby bez pomocy Zachodu wygrać tę wojnę. Dopiero po upadku Związku Sowieckiego w 1991 r. zaistniały warunki dla powstania państwa ukraińskiego, a pierwszym krajem, który uznał niepodległość Ukrainy była Polska.
Obecna wojna Ukrainy z Rosją, tym razem przy poparciu Zachodu, jest wojną o naprawienie tamtych błędów i przede wszystkim przeciwstawianiem się rosyjskim planom odbudowania sowieckiego imperium. Jest wojną o prawo narodów do wolności i niepodległości, odrzucenia kolejnego dyktatu mocarstw, który chciałby ustanowić zbrodniarz wojenny Putin i bufonowaty, ale groźny, ignorant Donald Trump.
Byliśmy świadkami niepotrzebnej i szkodliwej konfrontacji w obrębie Koalicji 15 października na temat aborcji. W tej sprawie nigdy nie było zgody w koalicji, co jest w polityce normą. Lewica domaga się natychmiastowej debaty w Sejmie i niepotrzebnie atakuje marszałka Hołownię, że takiej debaty nie zarządził. Nie bardzo wiadomo, co miałaby ona zmienić. Nie ma dziś większości parlamentarnej mogącej uchwalić aborcję do 12 tygodnia i żadne krzyki, apele, protesty, pretensje i obrażanie się tego nie zmienią. Mogą jedynie zniszczyć koalicję i na długo doprowadzić do władzy Kaczyńskiego. Wiem, że tego nie chce Lewica, ale Cameron też nie chciał brexitu, ani politycy obalający rząd Hanny Suchockiej nie chcieli władzy dla SLD. Najważniejsze dla Polski jest obronienie niepodległości i wolności oraz niedopuszczenie do władzy nacjonalistów, ukaranie przestępców i reformowanie kraju.