Zwycięstwo wyborcze 15 października 2023 roku to oczywiście wielki, a dla wielu zaskakujący, sukces polskiej demokracji, ale dopiero 13 grudnia 2023 roku p. Duda, pełniący niestety funkcję prezydenta, lecz będący tylko pisowskim drugorzędnym aparatczykiem, powierzył urząd premiera Donaldowi Tuskowi. Ta rocznica jest dobrą okazją do analizy tego, co stało się w Polsce. Większość analiz koncentruje się na ocenie roku działania rządu i realizacji różnej rangi obietnic składanych przez polityków koalicji i samego premiera, zwłaszcza na początku urzędowania. Jest to racjonalne, gdyż od realizacji tych obietnic i generalnie od społecznej oceny działań rządu zależy rezultat wyborów, zarówno prezydenckich za rok, jak i parlamentarnych za trzy lata, i ma to absolutnie fundamentalne znaczenie dla Polski oraz w znacznym stopniu dla całej Unii.
W Polsce w 2015 roku do władzy doszli nacjonaliści, w dodatku kierowani przez mściwego charakteropatę. Przez osiem lat w znacznym stopniu udało im się zniszczyć podstawy demokracji parlamentarnej z fundamentalnym dla niej trójpodziałem władzy. Wydawało się absolutnie podstawowe, że (jak naiwnie myślałem, zresztą nie tylko ja) tak silne poparcie dla systemu demokratycznego uniemożliwi jego obalenie. Mówiąc inaczej, w 1989 roku, gdy wchodziłem razem z ludźmi, którzy tworzyli NSZZ „Solidarność”, w opozycję demokratyczną w czasach komunizmu, wydawało się nam, że jest to zwycięstwo wolności już ostateczne i nieodwracalne, że nie ma siły zdolnej obalić w Polsce system demokratyczny, a jeśli to miałoby nastąpić, to tylko w drodze agresji zewnętrznej, praktycznie rosyjskiej. Tymczasem w 2015 roku nasz naród, w jakimś stopniu oszukany i ogłupiony, ale jednak w drodze swobodnych wyborów, udzielił poparcia nacjonalistom, którzy jak wszyscy nacjonaliści na całym świecie dążyli tylko do jednego – zdobycia i utrzymania władzy.
Przez osiem lat nacjonaliści u władzy w Polsce, tak jak wcześniej na Węgrzech, zajmowali się zabezpieczaniem przed utratą władzy, budowaniem systemu polegającego na gigantycznej korupcji, kupowaniem zwolenników, opłacaniem swoich lizusów i pachołków, niszczeniem przeciwników politycznych, budowaniem systemu cenzury w mediach, policji politycznej, zależnego od partii rządzącej wymiaru sprawiedliwości, zabezpieczeniem bezkarności dla swoich skorumpowanych dygnitarzy, fałszowaniem historii oraz niszczeniem ludzi autentycznie zasłużonych dla Polski, jak Lech Wałęsa. Rządzący Polską dążyli do zniszczenia Unii Europejskiej, które miało polegać na opanowaniu jej władz i uczynienia ze związku wolnych narodów i demokratycznych państw atrapy mającej co najwyżej zabezpieczać interesy i bezkarność rządzących klik oraz skorumpowanych dyktatorków, jak Orban czy Kaczyński. Wrogiem była dla nich wolność i demokracja, a sojusznikami Władimir Putin oraz religijny fanatyzm, ciemnota, nieuctwo, kłamstwo i nienawiść. Fala nacjonalizmu podniosła się w całej Europie. Nacjonaliści coraz śmielej, brutalniej i bezczelniej sięgali po władzę na Słowacji, zdobywali rosnące poparcie we Francji, Niemczech, na Bałkanach, w krajach Beneluxu, stając się coraz większym zagrożeniem dla wolności, demokracji, a w dalszej perspektywie dla pokoju w Europie. Olbrzymim wsparciem dla nacjonalizmu jest zwycięstwo Donalda Trumpa w Ameryce, ale jego nieobliczalność i nieprzewidywalność nie pozwala europejskim nacjonalistom czuć się zbyt pewnie w obozie jego pomagierów i pachołków.
15 października 2023 roku ten model został w Polsce odrzucony przez społeczeństwo, a fala nacjonalizmu powstrzymana także w Europie. Polska, która zapoczątkowała i w znacznym stopniu przyczyniła się do pokonania komunizmu oraz wyzwolenia zniewolonych narodów pod sztandarami wolności, praw człowieka i demokracji, teraz staje do walki z nacjonalizmem, który stanowi zagrożenie pod wieloma względami takie samo lub nawet większe niż skompromitowany komunizm. „Nacjonalizmy nie zginęły bynajmniej wraz z nazizmem i faszyzmem, jak do niedawna optymistycznie uważano, a nawet zyskały nową atrakcyjność. Ich odrodzenie się i dojście w niektórych krajach do władzy, a w innych do ich progu, jest jedną z najważniejszych zmian na europejskiej mapie wierzeń zbiorowych. I jedną z najgroźniejszych. Nacjonalizm jest spowinowacony z religią, gdyż umieszcza początki narodu w mitycznej przeszłości, czyniąc zeń przeto swego rodzaju byt transcendentny. Toteż odrodzenie nacjonalizmów grozi jeśli nie rozpadem Unii Europejskiej, to wydrążeniem jej od wewnątrz, sprowadzeniem do roli wspólnego rynku i politycznym uzależnieniem od Rosji, do której wszystkie one czują nie całkiem zapewne spontaniczną sympatię. Ale nacjonalizmy są groźne również dlatego, że uderzają dzisiaj w autorytet wykształconych elit i to nawet wtedy, a może zwłaszcza wtedy, gdy ma on legitymację naukową, jak o tym świadczą sprzeciwy wobec masowych szczepień czy wobec prób zmniejszania emisji gazów cieplarnianych albo propagowania teorii spiskowych podszytych z reguły antysemityzmem. Ten populistyczny komponent nacjonalizmów tworzy warunki sprzyjające demagogii, kłamstwu zastępowania argumentacji rzeczowej apelem do emocji – do strachu, wrogości czy nienawiści – a uregulowanej sceny politycznej areną, na której wszystkie chwyty są dozwolone, a w tym – traktowanie przeciwników politycznych jak wrogów, których trzeba zniszczyć” (Krzysztof Pomian, „Chomeini, Putin i spółka”, Gazeta Wyborcza, 14-15.12.2024 r.).
Rocznica objęcia rządów przez koalicję partii demokratycznych, trafnie nazwana Koalicją 15 Października, podjęła wszystkie, tak słusznie opisane przez Krzysztofa Pomiana i wielu innych intelektualistów wyzwania i potrafiła odsunąć od władzy groteskowego, ale wciąż groźnego w swojej podłości i załganiu satrapę i jego zorganizowaną grupę przestępczą, teraz podejmuje walkę o utrzymanie tego zwycięstwa i przeniesienie go na inne kraje, na całą Unię. Dlatego wydają mi się drugoplanowe spory o kredyty mieszkaniowe, kwoty wolne od podatku, import płodów rolnych – ważne, mające istotne znaczenie, ale od przywódców politycznych, liderów partii sprawujących władzę czy publicystów politycznych oczekuję diagnozy politycznej, odnoszącej się do sprawy fundamentalnej – obrony demokracji i wolności w Polsce. Zdumiewająca i irytująca jest zajadłość, z jaką wielu publicystów atakuje ludzi, którzy zmagają się z pisowską recydywą i zagrożeniem, jakie stanowi reżim, który upadł 15 października. Bardzo szkodliwa jest niemożność dokonania rewizji swoich poglądów i zmian w katalogu wrogów, który powinien ulec zmianie w efekcie postaw ludzi, którzy kiedyś popierali nacjonalizm, ale dziś popierają obóz wolności, jak np. Roman Giertych. Uważam dziś Romana Giertycha (pochodzącego z patriotycznej rodziny, którego dziadek walczył z bronią w ręku w 1920 roku), bardzo zasłużonego dla praworządności w Polsce, przeciwstawiającego się pisowskiemu bezprawiu, za wybitnego polityka obozu demokracji i wolności. Zajadłe atakowanie go za przeszłość uważam za przejaw – delikatnie mówiąc – ograniczonej sprawności politycznej i intelektualnej. Polski obóz wolności wygrał walkę z komunizmem i to definitywnie, żadnej recydywy komunizmu nie było, a tak bardzo i tak niesłusznie się jej obawiałem i z tym nieistniejącym zagrożeniem walczyłem, np. pisząc i referując wspólnie z Mariuszem Kamińskim ustawę dekomunizacyjną w czasach AWS. Teraz każdy, komu zależy na Polsce, każdy przywiązany do wolności, powinien przeciwstawiać się kolejnej oszukańczej, podłej, prezydenckiej podróbie o twarzy Nawrockiego, pachołka i lizusa Kaczyńskiego, przy którym Duda może uchodzić za męża stanu i głowacza. „Na początek kampanii tego świeżego i „niepolitycznego” dostaliśmy więc cały pęk oczywistych i ogranych marketingowych chwytów. PiS jest dobry w kampanijnych mistyfikacjach, co już wiele razy udowodnił… po stronie demokratów chyba każdy ma wbite w pamięć, że jeśli taki człowiek jak Andrzej Duda mógł wygrać wybory prezydenckie, i to dwukrotnie, to obywatelski Nawrocki też może” (Jerzy Baczyński, „Obywatel Nawrocki”, „Polityka”, 27.11-3.12.2024 r.).
Na szczęście będziemy mieli całkowicie wolne i demokratyczne, i przede wszystkim – co było brutalnie w czasie rządów PiS-u łamane – równe wybory. Obóz demokratyczny nie będzie musiał brać pod uwagę, że są obszary elektoratu, w których możliwe są i najpewniej były fałszerstwa na rzecz PiS. Mówi się przede wszystkim o domach opieki, w których urocze i dbające o przestrzeganie prawdy i uczciwości w życiu publicznym siostry zakonne dziwnym trafem miały pod sobą pensjonariuszy, którzy wszyscy jak jeden mąż głosowali na PiS, i gdzie najczęściej oglądanymi programami jest „katolicki głos w twoim domu” i inne tego typu kadzielnice kłamstwa. I może jeszcze bardziej tym razem nie będzie dyskryminowany i wykluczony elektorat polonijny, zwłaszcza tam, gdzie sądząc na podstawie ostatnich wyników, entuzjazm dla Kaczyńskiego i jego „dobrej zmiany” wyparował i jest mało prawdopodobne, aby odżył. Oczywiście nie mam nic przeciwko dyskusji o obietnicach, programie, a zwłaszcza o rozliczeniach pisowskiej szajki, sam biorę w tych dyskusjach udział, ale najważniejsze jest (wydaje mi się) spojrzenie na to, co dzieje się w Polsce od roku i będzie się działo przez najbliższe 3 lata, z perspektywy walki o wolność, demokrację i przyszłość Unii Europejskiej.